środa, 6 kwietnia 2011

Moja Les



Zofia Staniszewska
"Moja Les"
Wydawnictwo Prószyński Media 2010

Pierwsza polska les story... Skoro przeczytałam "Lubiewo", nie wypadało pominąć "Mojej Les". Chociaż przyznaję, że przy Witkowskim Staniszewska wypada raczej blado. Może więc nie powinno się tych dwóch książek czytać jedna po drugiej. Siłą rzeczy nasuwają się porównania i nic na to nie poradzę.

"Moja Les" opowiada historię dwój lesbijek - Miłki i Doroty. Kobiety razem mieszkają, wychowując dwie córeczki Miłki (z poprzedniego jej związku z mężczyzną). Pragną mieć jednak również swoje dziecko - brakuje tylko plemnikodawcy.

Książka napisana jest bardzo ciepłym, kobiecym językiem. Trochę z początku przeszkadza poprzestawiany szyk zdań - nadający nadmiernej poetyckości. Po pewnym czasie jednak można się przestawić na taki styl i przestaje on razić.
To, czego mi brakowało - odniosę się do Witkowskiego - to naturalnej niewymuszonej lekkości - tego czegoś, co sprawia, że czytamy z zainteresowaniem i lubimy bohaterów. Milkę i Dorotę można oczywiście polubić, ale gdzieś w podświadomości czułam, że są to postaci wykreowane. Z "Mojej Les" nie dowiedzialam się niczego nowego o lesbijkach. Autorka potraktowała temat zbyt ogólnikowo, zbyt sreotypowo jak na oczekiwania względem "pierwszej polskiej les story". Dodać trzeba, że Staniszewska lesbijką nie jest - a zatem tematu znać od "środka" nie może, tak jak Witkowski. I być może to jest właśnie jedna z przyczyn, dlaczego książka nie rzuca na kolanach - brakuje w niej prawdy.
Patrząc jednak z innej perspektywy - odrzucając porównania oraz hasła marketingowe - książka czytana jako powieść o miłości dwóch lesbijek jest calkiem przyjemna. Ciepła, nasycona emocjami, kobieca po prostu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz